środa, 30 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

3. Kłamstwa i złodziejstwo po 1989 r. (cd) 

d) Doradcy i złodzieje (cd)

 

Inni szli w mieszkania, niektórzy mają teraz po kilkanaście. Dawali, to żal było nie brać.

Inni sprawdzali się w administracji, np. Zbigniew Bujak, spec od ceł, został Prezesem Głównego Urzędu Ceł w rządzie Buzka. 

Jerzy Buzek zasłużył się Unii Europejskiej. To on wprowadził „reformy” gospodarcze” w Polsce, których przeprowadzenie było warunkiem przyjęcia do tej komunistycznej organizacji. 

Między innymi, przeprowadził „reformę ubezpieczeń społecznej”, tzn. unieważnił dotychczasowe składki i kazał Polakom udowadniać, że płacili składki w PRL-u. Każdy musiał biegać po zakładach pracy i archiwach i zbierać dowody. Za te poniżające procedury powinien do końca życia nie wyjść z pierdla, a został królem Europy. 

Prawnik Jacek Taylor, wymyślił i przyswoił sobie inne źródło dochodu.



wtorek, 29 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

3. Kłamstwa i złodziejstwo po 1989 r. (cd)

 

d) Doradcy i złodzieje

 

Po 1989 r. działacze Solidarności, doradcy i politycy rzucili się na polskie sukno starając się wydrzeć jak najwięcej. Czego nie rozkradli to rozpieprzyli. 

Tworzyły się konsorcja i siatki solidarnościowo-postpezetpeerowskie działające wspólnie i w porozumieniu. Współpraca z byłymi wrogami nic postsolidarnościowcom nie przeszkadzała. Niektórzy stanowili kwiatek do kożucha w bankach i spółkach importowanych z Zachodu, które liczyły na ich znajomości. Lis, Merkelowie, Frasyniuk, Kusz – mniejsze i większe przekręty. 

Największe przewały były dziełem aferałów gdańskich, z Januszem Lewandowskim na czele. To oni wyprzedawali polskie przedsiębiorstwa za grosze lub dopuszczali niszczenie polskiego majątku narodowego, aby sprzedać go za grosze.



(Kiedy miał się odbyć mecz aferałów z aktorami gdańskich teatrów, ci ostatni dostali tuż przed meczem napomnienie, żeby pamiętali, kto ma wygrać ten mecz. Aktor, który następnego dnia opowiadał o tym zdarzeniu, nie mógł powstrzymać wzburzenia.) 

Każdy radził sobie jak mógł, w zależności od pozycji, znajomości i okoliczności, żeby ukraść ten pierwszy milion. 

Lech Wałęsa dostał 1 mln USD za wizerunek, który miał być ukazany w hollywoodzkim filmie. Film nigdy nie powstał (pranie brudnych pieniędzy?), a kryształ moralny nie zapłacił podatku od tego przychodu. 

Kto tam mógł, nabywał za grosze popegieerowskie ziemie, np. rolnik Artur Balazs.

poniedziałek, 28 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

 3. Kłamstwa i złodziejstwo po 1989 r. (cd)

 

b) Akwen

 

W 1992 r. prowadziłem rachunkowość jednej ze spółek NSZZ Solidarność. Spółka cienko przędła, wobec czego postanowiła wprowadzić plan cięcia kosztów, których elementem było zmniejszenie mojego wynagrodzenia. Nie zgodziłem się, więc dali mi wypowiedzenie na koniec listopada. Przekonywałem, że to bez sensu, bo rok obrotowy zamykany jest na koniec grudnia, więc to jest logiczny koniec zakończenia współpracy, ale uparli się. 

Siedziba Spółki mieściła się na Wałach Piastowskich 24, w tym samym budynku, w którym miał siedzibę Związek. Działacze związkowi (niższego szczebla) byli rozgoryczeni tym, że esbecy mają się świetnie (tu jako przykład podawali Edwina Myszka, wtedy właściciela drukarni), a oni ledwo wiążą koniec z końcem.

 

c) Balcerowicz musi odejść

 

Leszek Balcerowicz działał w Solidarności 1980-1981 r. jako ekspert tzw. Sieci przodujących zakładów (mogę się pomylić w nazwie), której zadaniem było przygotowanie reformy gospodarczej w Polsce. Jego imię i nazwisko figuruje na niektórych komunikatach Sieci. 

W 1989 r. najważniejszym zadaniem było zahamowanie hiperinflacji. Balcerowicz zrobił to w prosty sposób: wprowadzenie stałego kursu wymiany dolara USA w złotówkach spowodował, że dolar stał się gwarantem interesów prowadzonych w Polsce, wartości złotówki i wysokości cen. 

Podobny manewr wykonywało szereg rządów w Europie przed przyjęciem euro, np. Estonia. Stały współczynnik wymiany swojej waluty na euro wprowadziło Kosowo, które nie należy do UE. 

Oprocentowanie dolara w USA było znacznie niższe niż oprocentowanie złotego w Polsce, więc bankierzy ze Stanów Zjednoczonych wzbogacili się o kilka milionów dolarów USD wymieniając je w Polsce. Na ile to był element planu Balcerowicza, tego nie wiem, ale w jakiś sposób musiał on gwarantować utrzymanie stałego kursu wymiany.

niedziela, 27 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

a) Ciężka dola robotników (prawda) (cd)

 

Kolejne polskie rządy posłusznie wykonywały rozkazy płynące z zewnątrz likwidując polską gospodarkę w taki sposób, aby nie było protestów społeczeństwa. Górnicy dostali odszkodowania, które, co tu dużo mówić, w większości przepili, albo przeznaczyli na samochody. 

Najgorzej mieli pracownicy PGR-ów: 200.000 osób, nisko wykwalifikowanych, niezorganizowanych. Rząd Mazowieckiego nie pomyślał, żeby dać im ziemię w PGR-ach, w których harowali za frajer przez całe życie. 

Gdzieniegdzie odzywały się jeszcze głosy protestu, ale nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki, jak powiedział pewien filozof. 

Stocznię Gdańską dobił Tusk, który powoływał się na jakieś tajemnicze rozmowy z inwestorem z Kataru, z których nic nie wyszło.




sobota, 26 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

3. Kłamstwa i złodziejstwo po 1989 r.

 

a) Ciężka dola robotników (prawda)

 

Po 1989 r. dola robotników polepszała się powoli, można powiedzieć, że to im włożono na barki ciężar podźwignięcia polskiej gospodarki. O tym mądrzejsi wiedzieli już w 1981.



Stocznie skazane zostały na zamknięcie. Stocznia w Rostocku otrzymała pomoc unijną (niemiecką) i zatrudniała ok. 2600 pracowników (2022 r., Wikipedia). 

Co się stało z cegiełkami na Stocznię Gdańską? Nie wiadomo! Plotka głosi, że pewien znany ksiądz przerżnął wpływy ze sprzedaży cegiełek na Giełdzie Warszawskiej. Jak było naprawdę nie wiadomo!



piątek, 25 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

IV. Komuna i po komunie (cd)

 

Suplement – Mossad i pomoc Solidarności.

 

Książkę Petera Schweizera „Victory czyli zwycięstwo” każdy sobie przeczyta, jeżeli będzie chciał, tu tylko kilka fragmentów, które mówią o działalności Mossadu wynajętego przez Stany Zjednoczone do wspierania Solidarności w czasie stanu wojennego.



czwartek, 24 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

2. Kłamstwa o stanie wojennym (cd)

 

b) Wałęsa podczas internowania w Arłamowie wychlał morze alkoholu (kłamstwo).

 

W tym miejscu, żeby nie było wątpliwości, trzeba potwierdzić, że Wałęsa był Bolkiem, donosił na kolegów z pracy i brał za to pieniądze. Nagły przypływ gotówki tłumaczył wygraną w Totolotka. 

Gwiazdozbiór wiedział o tym od zawsze, o czym mówi także ta ulotka z 1995 r.


Natomiast imputowanie Wałęsie nieograniczonego alkoholizmu jest sprzeczne z faktami. Wałęsa nie był nałogowym alkoholikiem. Działalność esbecka, często tajna, wymaga czasami wydatków nieudokumentowanych, które ci agenci zapewne rozliczają na oświadczenia. Nie odkryję Ameryki, że często nadużywają tej możliwości, rozpisując wydatki prywatne (w tym na alkohol) jako służbowe. Skoro w Arłamowie był zapas alkoholi, to stawiam hipotezę graniczącą z pewnością, że esbecy pobierali kolejne butelki rozpisując je na Wałęsę.

 

c) Pinior nie rozliczył się ze 100 mln zł (kłamstwo drugiego stopnia).

 

Gdyby zarzut został sformułowany: Pinior ukradł kwotę …… z 80 mln zł pobranych z konta bankowego Solidarności przed wprowadzeniem stanu wojennego i zostałyby przedstawione jakieś dowody, to można by o tym dyskutować. Ale wymaganie rozliczenia się z pieniędzy wprowadzonych do nielegalnego obrotu, to bulszit. 

Jak miał się rozliczyć? Np. kupując papier czy cokolwiek w sklepie miał poprosić o fakturę na NSZZ Solidarność lub paragon? Wszystko było załatwiane pod stołem i za łapówki, rozliczenie może być dokonane w przybliżeniu, co zostało dokonane. 

Co innego nielegalne kombinacje Piniora po 1989 r., o które został oskarżony, związane z korupcją.

 

d) Ryszard Kukliński to polski bohater narodowy, który uratował świat przed III Wojną Światową atomową (kłamstwo propagandowe).

 

Dajcie spokój. Kukliński to zdrajca. Zdrajców się opłaca i zapewnia się im bezkarność, ale pogardza się nimi, a nie nobilituje. 

Kukliński to bohater wmówiony Polsce i Polakom przez Stany Zjednoczone, które mają nas za kundli, skoro nie powtrzymali się przed taką akcję. 

Film o Kuklińskim „Jack Strong” został nakręcony przez Władysława Pasikowskiego, który wynajmuje się do każdej propagandowej roboty. Inne jego osiągnięcia to : „Pokłosie” – szmira opluwająca Polaków i „Psy” gloryfikujące esbeków. 

Przyjęcie przez Polaków Kuklińskiego jako obywatela świadczy o zagubieniu moralnym (prawo Kalego) i przyzwyczajeniu do klientelizmu, w tym przypadku wobec Stanów Zjednoczonych.

 

e) Ustawa Wilczka to wspaniały akt prawny, dzięki niemu Polska szybko rozwinęła się po 1989 r. (kłamstwo drugiego stopnia)

 

Ustawa Wilczka o działalności gospodarczej została uchwalona w grudniu 1988 r. Służyła do przejęcia majątku narodowego przez nomenklaturę. 

Przy okazji jej obecni chwalcy uważani za piewców kapitalizmu (np. Stanisław Michalkiewicz i Janusz Korwin-Mikke) wykorzystali zapisy tej ustawy, wzbogacając się na odpadach z pańskiego pezetpeerowskiego stołu.

środa, 23 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

1. Kłamstwa o komunie (cd)

 

b) Wszyscy mieli pracę (kłamstwo drugiego stopnia)

 

„Żadnej pracy się nie lękaj, mało rób, a dużo stękaj”. 

Ano mieli, "pięciu było, pięciu niosło, jeden kajak, czterech wiosło", przed fajrantem pracownicy ustawiali się przed drzwiami, żeby jak najszybciej wystartować do domu. Problem w tym, że zarobione pieniądze nie były nic warte, gdyż nic nie można było za nie nabyć. Szerzyła się korupcja, kult łapówki, sprzedaż spod lady, kilometrowe kolejki po artykuły pierwszej potrzeby, podział na lepszych i gorszych, lepsze i gorsze sklepy: salceson marynarski, kaszanka luksusowa, horteksy, baltony, peweksy, nielegalny handel walutą, własność społeczna czyli niczyja, syf za drzwiami mieszkania.

 

c) Było mnóstwo zakładów pracy (kłamstwo drugiego stopnia)

 

Ale były niewiele warte, niedokapitalizowane, rozkradane przez koterie partyjne, oparte na komunistycznej „myśli technicznej”, czyli ruskiej, zapóźnionej wobec Zachodu, zatrudniające zbyt dużą ilość pracowników, pracujące według planów układanych przez niedouczonych komunistów, zarządzane nieefektywnie. 

Po 1989 r. wystarczyło wpuścić kapitał zachodni, zachodnią myśl techniczną, zmienić metody zarządzania i wiele z tych zakładów można było uratować. Rzecz w tym, że w czasie tego procesu nie dopilnowano interesów Polski, bezczelnie rozkradziono (zaczynając od „reformy Wilczka” z grudnia 1988 r.) mienie PRL. Świadomie rozkradli co się dało, albo co najmniej rozpieprzyli, ale do tego tematu wrócę później.

 

2. Kłamstwa o stanie wojennym

 

a) ZOMO nie wchodziło do kościołów (kłamstwo)

 

Wchodziło!. Nawet w apologii TuSSka i spółki „Wydarzyło się w Gdańsku 1901-2000” o tym napisano!


wtorek, 22 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie (cd)

 1. Kłamstwa o komunie (cd)

 

a) Robotnicy walczyli z socjalizmem (kłamstwo) (cd)

 

Wśród graffiti strajkowych wysmarowano wiele o socjalistycznej treści:

 

 "Większego zasiłku rodzinnego"

 

"Podwyżka płac dla wszystkich"

 

"Więcej szpitali żłobków i przedszkoli"

 

Poezja strajkowa zawiera takie fragmenty:

 

"Stawiajcie swoje żądania i postulaty / Wtenczas kraj będzie kwitnący, bogaty. / My stworzymy ojczyznę naszą / Robotniczą i chłopską klasą" (Kroto)

 

"Jeśli mam być całkiem szczery / Ustrój nasz mi odpowiada, / Ale ciągle do cholery / Maszyneria w nim wysiada. / Gdyby nie to wysiadanie, / Pewno by się trzymał kupy, / Byłby spełniał swe zadanie / Lecz w tym stanie jest do d..." (Anonim)

 

Jan Tadeusz Stanisławski śpiewał:

 

"Klasę zdradziłeś ty robotniczą, już ci się pogląd odmienił, inaczej byś się zachował, gdyby przyszedł do ciebie Lenin"

 

A inny piosenkarz wyśpiewywał o Leninie, który wrócił z nieba na ziemię, popatrzył polską rzeczywistość i założył leninówkę na oczy, żeby nikt go nie mógł poznać. Piosenka była zakazana, chociaż przedstawiała Lenina w korzystnym świetle. Obecnie powszechnie uważa się, że Lenin to niemiecki agent, bandyta i wstrętny syfilityk. 

W czasie pierwszej Solidarności jeden z głównych jej nurtów używał hasła: "nie mieszać się do polityki, prowadzić tylko działalność związkową w ramach ustroju socjalistycznego". Do PZPR należało 3,5 mln osób, a do Solidarności (robotniczej, rolniczej i rzemieślniczej) 10 mln osób, co oznacza, że większość członków partii zapisała się do Solidarności. Do PZPR należał jeden z przywódców Solidarności, Bogdan Lis, który nigdy z partii się nie wypisał, a sam słyszałem jak mówił, że się nie wypisze, ponieważ partię trzeba zmieniać. W PZPR istniał tak zwany "ruch poziomy", którego animatorem był niejaki Iwanow z Torunia. Ruchowi temu udzielał poparcia Stefan Bratkowski, który też namawiał do reformy partii i szef Gazety Krakowskiej Maciej Szumowski. Ruch oddolny solidarnościowo-partyjny dążył do reformy partyjnej, i ani myślał o zmianie ustroju. 

Wśród działaczy Solidarności było wiele osób, które uważały się za socjalistów. Pamiętam kultowe przemówienie Edwarda Lipińskiego wygłoszone na zjeździe NSZZ Solidarność w hali Olivia, który nie wahał się przestrzegać komunę przed działaniami prowadzącymi do kambodżańskiej odmiany socjalizmu. Ale i on wyobrażał sobie przyszłą Polskę jako kraj socjalistyczny.

poniedziałek, 21 kwietnia 2025

IV. Komuna i po komunie

1. Kłamstwa o komunie

 

a) Robotnicy walczyli z socjalizmem (kłamstwo)

 

Solidarność jako ruch społeczny liczyła 10 mln robotników, pracowników umysłowych, rolników, drobnych przedsiębiorców, ale także urzędników i dyrektorów, ponieważ był to ruch protestu – w tym komunistycznym syfie PRL-u nie dało się już dłużej żyć. Solidarność dawała nadzieję. 

Nieprawdą jest, że Solidarność dążyła do obalenia ustroju PRL, wręcz przeciwnie: większość zrzeszonych pragnęła „prawdziwego socjalizmu” i nie chciała zajmować się polityką. 

Polityką zajmowali się doradcy, których były całe zastępy, i poszczególni działacze. 

Frakcja Michnik/Kuroń chciała więcej socjalizmu w socjalizmie, i to takiego o zabarwieniu stalinowskim. Oni mieli świadomość, że oszukują robotnikom, zdawali sobie sprawę, że nie będzie żadnego polepszenia bytu robotników, będzie przeciwnie: sytuacja robotników pogorszy się. 

Protokół porozumienia zawartego w Stoczni Gdańskiej zawiera taki fragment:

 

"Tworząc nowe, niezależne, samorządne związki zawodowe, MKS stwierdza, że będą one przestrzegać zasad określonych w Konstytucji PRL. Nowe związki zawodowe będą bronić społecznych i materialnych interesów pracowników i nie zamierzają pełnić roli partii politycznej. Stoją one na gruncie zasady społecznej własności środków produkcji stanowiącej podstawę istniejącego w Polsce ustroju socjalistycznego. Uznając, iż PZPR sprawuje kierowniczą rolę w państwie, ani nie podważając ustalonego systemu sojuszów międzynarodowych, dążą one do zapewnienia ludziom pracy odpowiednich środków kontroli, wyrażania opinii i obrony swych interesów."

 

W trakcie strajku przedstawiciele zakładów pracy wypowiadali się do mikrofonu. Przedstawiciel gdyńskiego ZETO powiedział:

 

"(...) Swym wystąpieniem wyrażamy nasze poparcie dla dalszego socjalistycznego rozwoju PRL."

 

Jedna z ulotek zawiera taki tekst:

 

"Aby gospodarka indywidualna mogła być rentowna należałoby wprowadzić regulację cen rynkowych na produkty rolne, np. konieczne jest podniesienie cen skupu, a szczególnie cen nawozów o 100%, żywca o 50%, z jednoczesnym obniżeniem cen nawozów o 40% i usług SKR o 50%."

 

W kapitalizmie nie jest możliwe administracyjne podniesienie cen rynkowych. Przypominam, że równocześnie robotnicy żądali podwyżki płac.

niedziela, 20 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 24)

12. Żołnierze, milicjanci, zomowcy

 

"Wszyscy dyskutowali co to może być? Czy to wojna? Ale z kim? Najbardziej prawdopodobna wydawała się wersja o wojskach z Układu Warszawskiego (jak w 1956 roku na Węgrzech i w 1968 w Czechosłowacji). Tylko, po której stronie opowie się nasza armia? Wśród tych szeptów ktoś z kadry włączył telewizor. Szmery, szmery i obraz, grają hymn, pojawia się twarz generała i premiera, Wojciecha Jaruzelskiego.

 

W trakcie jego wystąpienia na sali panuje przeraźliwa cisza. Patrzę na twarz rezerwisty - płacze. Już wie, dlaczego przetrzymywano jego pobór od dwóch miesięcy. W tym pierwszym momencie staje się jasne, że to nie alarm ćwiczebny, że stan wojenny oznacza coś dużo bardziej poważnego." (sts, Wojciech Książek, str. 89)

 

Andrzej Paczkowski wyjaśnia, że przedłużenie służby poborowej o dwa miesiące miało niebagatelny wpływ na wybór daty wprowadzenia stanu wojennego:

 

"Wśród wielu czynników determinujących wybór nocy z 12 na 13 grudnia istniał jeden, nader istotny, który w pewnym sensie wymuszał wprowadzenie stanu "W" przed 15 grudnia: w tym dniu mijał dwumiesięczny okres, na jaki przedłużono służbę wojskową 46 tysiącom żołnierzy "starego rocznika". Dalsze przedłużenie było możliwe tylko pod warunkiem, że kraj znajdzie się w stanie wojny. Do nowych poborowych, których uważano za "zarażonych" przez "Solidarność", tak dalece nie miano zaufania, że faktycznie wstrzymano jesienny pobór (wcielono tylko około 17 tysięcy osób). W tych warunkach zwolnienie do cywila przeszkolonych żołnierzy oznaczałoby czasowe zmniejszenie liczebności sił zbrojnych, a na to autorzy stanu wojennego nie mogli sobie pozwolić." (wpj, str. 25)

 

Przed wprowadzeniem stanu wojennego dosyć powszechna była opinia, że Jaruzelski jest polskim patriotą i wyprowadzi z koszar polskie wojska przeciwko wojskom Układu warszawskiego, gdyby doszło do interwencji zbrojnej. Oczywiście to były mrzonki myślenia życzeniowego.

 

"Wiele osób uważało, iż we wprowadzaniu stanu wyjątkowego nie może zostać użyte wojsko, które - jak sądził Janusz Pałubicki - po wyprowadzeniu z koszar "przyłączyłoby się do załóg [robotniczych]". Niektórzy - jak Jacek Kuroń - uważali, że "generał będzie namierzał, namierzał i swoim zwyczajem cofnie rękę"." (wpj, str. 33)

 

I stary dylemat zomowca w ubikacji: "lać czy walić?"

 

"- Co ty myślisz, jak dostaniesz kamieniem w głowę od robola, to zobaczysz, jak będziesz w nich napierdalał. Pamiętaj, że kto ma miękkie serce, ten musi  mieć tu twardą dupę - zamyka kwestię młody gliniarz.

 

Ta wypowiedź kojarzy mi się z opowieścią kolegi z kompanii. Mówił, że gdy był ostatnio na przepustce, spotkał w domu rodzinnym kuzyna, który kończył szkołę milicyjną w Szczytnie (ponoć poszedł do milicji po technikum, żeby dostać szybciej mieszkanie). Wywieźli ich stamtąd do akcji na początku stanu wojennego - jego akurat do pacyfikacji stoczni. Pochwalił mu się, że pokrwawioną pałkę ich dowódca pozwolił mu zachować na pamiątkę. Kolega dodał, że na tym tle doszło w domu do awantury, że nie podając owemu krewniakowi ręki, wyjechał z powrotem do jednostki. Nie wiadomo, jak było naprawdę, ale - cholera - niedługo przez tę wojnę zaczniemy się nienawidzić i tłuc we własnych rodzinach. I może też o to w tym wszystkim chodzi?" (sts, Wojciech Książek, str. 95)

 

Przeciwko narodowi generałowie wystawili wojsko, Milicję (z nazwy) Obywatelską (w tym brygady antyterrorystyczne), ZOMO (Zapasowe Odwody Milicji Obywatelskiej - chyba), ROMO (Rezerwowe Oddziały Milicji Obywatelskiej - chyba (Ci byli powołani w ostatniej chwili i przestraszeni - widziałem taki oddział w Gdyni 16-go grudnia - nie zdążyli im nawet obciąć długich włosów - kręcili się w miejscu ze strachu, a nieogolone głowy spoglądały przerażone na lewo i prawo), ORMO (Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej), nie licząc SB-ków. Andrzej Paczkowski pisze, że w patrolach brały też udział ochotnicy grup samoobrony, złożone z aktywistów partyjnych, to musiała być wyjątkowa hołota.

 

13. Lojalka

 

„Jesienią 1983 r. Strękowski (po przesłuchaniu w Pałacu Mostowskich) i Stańczyk, w porozumieniu z adwokatem Piotrem Andrzejewskim, zdecydowali się złożyć w prokuraturze oświadczenie, że zaprzestali działalności w podziemiu 22 lipca 1983 r. Oświadczenie było tak sformułowane, by dawało się interpretować dowolnie: nie zawierało stwierdzenia, że działalność po tej dacie nie została wznowiona.” (sp, str. 633)

 

A ja nie podpisałem.

sobota, 19 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 23)

11. Henryka Krzywonos - była jednym z sygnatariuszy porozumień gdańskich. Dla motorniczej Henryki Krzywonos stan wojenny miał tragiczne skutki. Tak to opisała:

 

"(...) ZOMO wtargnęło do mojego domu. Zachowywali się strasznie! Niszczyli sprzęty domowe, meble, wyrzucili całe jedzenie na podłogę i je podeptali. Niestety wpadłam! Znaleźli u mnie wałek drukarski. Dowodzący zomowiec zapytał mnie "Co to jest?" A ja mu na to, że wałek do ciasta! Ku mojemu zdziwieniu nie wziął go, tylko wyszedł z resztą załogi.

 

Wiedziałam, jednak, że muszę coś z tym drukarskim wałkiem szybko zrobić. Wezwałam mojego kolegę, żeby zabrał ten wałek i gdzieś ukrył. Zrobił to. Dosłownie chwilę po tym jak ode mnie wyszedł, wpadło znowu ZOMO. Ten dowodzący na mnie ryknął: "Gdzie ten wałek, dawaj go!" Poszłam do kuchni i przyniosłam mu zwykły, drewniany wałek do ciasta. To ich rozwścieczyło. Zaczęli mnie strasznie bić i kopać po całym ciele. Zostałam bardzo dotkliwie pobita, w wyniku czego - niestety - poroniłam ciążę. A wszystko przez głupi wałek!

 

Dodatkowo dostałam zakaz opuszczania Gdańska i zakaz pracy w PRL-u. Nie zamierzałam jednak stosować się do tego zakazu, byłam wycieńczona i załamana. Miałam wszystkiego dość. Uciekłam z Gdańska. Przez następnych kilka miesięcy ukrywałam się, najpierw w małej wsi nad Zalewem Wiślanym, a potem w Szczecinie. Chorowałam, po tym pobiciu wyskoczył mi jakiś okropny guz. Lekarze podejrzewali, że to może być rak. Byłam już krańcowo wyczerpana i zrozpaczona, myślałam, że niedługo umrę. Na szczęście do dzisiaj jakoś żyję.

 

Do Gdańska wróciłam dopiero w 1986 roku. Trzy lata później komuna upadła, a ja teraz w Gdańsku prowadzę z powodzeniem rodzinny dom dziecka." (sts, Henryka Krzywonos-Strycharska, str. 87-88)

 

Aż trudno uwierzyć, że to ta sama osoba, która później z pomocą Gazety Wyborczej Michnika i filmu Wajdy i Gawłowskiego „Wałęsa – człowiek z nadziei” próbowała przejąć strajkowe zasługi Anny Walentynowicz i wymazać bohaterkę Solidarności z historii.

 

11a. Śmierć Grzegorza Przemyka – został zamordowany przez milicjantów  w maju 1983 r. tuż przed odwołaniem stanu wojennego.




piątek, 18 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 22)

10. Zwyczajni ludzie (cd.)

 

Zwyczajni ludzie byli bezbronni wobec podwyżek cen.

 

"Władza przetrwała bez większych problemów drastyczną podwyżkę cen z 1 lutego 1982 r., której skutki dla budżetów domowych były niezwykle dotkliwe. Wedle niektórych szacunków płace realne w przemyśle spadły do 57% w porównaniu z rokiem 1980. Przez cały 1982 r. sytuacja zaopatrzeniowa pozostała niezwykle trudna, wciąż około 80% rynku artykułów konsumpcyjnych znajdowało się w tak zwanym obszarze nierównowagi, czyli inaczej mówiąc tylko jedna piąta artykułów była mniej więcej stale dostępna w sklepach, pozostałe cztery piąte były albo przedmiotem reglamentacji (kartki), albo czasochłonnych i korupcjogennych "polowań". Waldemar Kuczyński ocenia, że  choć załamanie rynku artykułów żywnościowych było najgłębsze w latach 1980-1981, w 1982 załamał się z kolei rynek nieżywnościowych artykułów konsumpcyjnych. W pierwszym półroczu 1982 r. negatywny wpływ - mniej na  indywidualnych nabywców, bardziej na przedsiębiorstwa - miały sankcje nałożone przez Stany Zjednoczone." (wpj, str. 256)

 

Na koniec tego rozdzialiku wspomnienia siedemnastolatka, który ukrywał się.

 

"Pod koniec 1982 roku Jacek Taylor stwierdził, że tak dalej być nie może, że mam tylko 17 lat, jestem na to wszystko za młody, że muszę chodzić do szkoły, normalnie żyć.

 

Ustaliłem z nim zeznania, co mogę powiedzieć SB, a co musi pozostać tajemnicą. Zgłosiłem się do prokuratury. Natychmiast wezwano SB. Zawieźli mnie na Okopową. Fatalna cela, wilgotno, zimno, kibel na środku. Byłem na śmierć przestraszony. Po kilku dniach trafiłem na Kurkową, tam było o niebo lepiej, dosłownie luksus, ale kibel był i tak na środku. Potwornie mnie to krępowało. W celi byłem z dwoma osobami, takim młodym chłopakiem i starym wytatuowanym kryminalistą, niejakim Jasiem T. Jak tego chłopaka brali na przesłuchania, to T. próbował się do mnie dobierać...

 

Pamiętam jak dziś, siedziałem tam w kącie z zaostrzoną łyżką w jednej ręce i z nim walczyłem. To było specjalnie tak urządzone, żeby mnie zmusić do mówienia. Przesłuchiwał mnie taki sku...el z SB, Marek K. Łajdak, jakich mało. Co mu draniowi zależało, żeby wycisnąć ze mnie coś o takich gówniarzach jak ja? Chciał się podlec na siłę wykazać.

 

Na szczęście (bo Jasio T. pewnie by mnie w końcu dopadł), Jacek Taylor wyciągnął mnie z ich łap. Zacząłem symulować zaburzenia psychiczne, a on załatwił jakieś zaświadczenia i przenieśli mnie do szpitala na Srebrzysku. Z początku byłem załamany. Na sali sami zasrani i obsikani faceci, totalne wariactwo. Wieczorem przyszedł ordynator, jak mnie zobaczył, to kazał przenieść na oddział dziecięcy, chociaż byłem już przecież na to za stary. Mój Boże... jaki ja byłem szczęśliwy! Kolorowy telewizor, książki, wygodne łóżko, czysta pościel, terapeuci. To był raj." (sts, Wojciech Chmielecki, str. 42)

 

Jacek Taylor to późniejszy minister, który nabył uprawnienia kombatanckie przebywając przez miesiąc w niemieckim obozie przejściowym w brzuchu matki.

czwartek, 17 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 21)

 10. Zwyczajni ludzie (cd)

 

 31 sierpnia 1982 r. doszło do użycia broni.

 

"Niespodziewany krwawy obrót przybrały wydarzenia w Lubinie, niedużym mieście na Dolnym Śląsku, gdzie uzbrojony pluton ZOMO zaczął strzelać do stojącego w odległości kilkudziesięciu metrów tłumu: "Wysunęli pistolety maszynowe przed siebie i strzelali - wspominał jeden ze świadków. - Popłoch się zrobił niesamowity, ale nie od razu, bo nikt nie spodziewał się, że to są ostre naboje. Dopiero jak kilku rannych padło, ludzie zaczęli uciekać". Do biegnących milicjanci strzelali nadal, ścigając ich samochodami ("jeździli jak kowboje", wspominał inny świadek). Wystrzelono co najmniej 600 pocisków. Na miejscu zginęły 2 osoby, następna zmarła w szpitalu, rannych w wyniku postrzałów było około 10 osób. Wzburzenie mieszkańców Lubina było tak wielkie, że nie zważając na  ryzyko w ciągu kolejnych dwóch dni miały tam miejsce następne manifestacje, 3 września, w dniu pogrzebu ofiar, do miasta ściągnięto 800 milicjantów i 300 żołnierzy.

 

Milicja użyła broni palnej również we Wrocławiu, w Nowej Hucie i Gdańsku, ale sposób jej użycia w Lubinie był wyjątkowy. Od ran postrzałowych zmarły w szpitalach 3 osoby z Wrocławia i Gdańska, a dwie (w Kielcach i Częstochowie) zmarły w wyniku innych odniesionych obrażeń. Z pewnością kilkaset osób zostało mniej rannych." (wpj, str. 191)

 

W akcjach przeciwko demonstracjom w obronie "Solidarności" brały udział, między innymi, Jednostki Nadwiślańskie MSW, dawny Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przypominam, że w czasie obalania rządu Olszewskiego, mówiono, że w przypadku wystąpień ludności w obronie tego rządu, Wałęsa skorzysta z pomocy Jednostek Nadwiślańskich, które czekały na rozkaz przystąpienia do akcji. 

Zwyczajni ludzie manifestowali swoją sympatię z "Solidarnością" na wiele sposobów, jak chociażby nosząc oporniki w klapach.

 

"W Świdniku, znanym ze strajków w lipcu 1980 r. i po wprowadzeniu stanu wojennego, jako pochodna hasła bojkotu telewizji została zainicjowana bardzo swoista forma zbiorowego protestu: wychodzenie na ulice i spacerowanie w czasie emisji "Dziennika Telewizyjnego", głównego narzędzia masowej propagandy. Nie udało mi się ustalić, kto wpadł na ten pomysł, ale od 5 lutego 1982 r. zaczęto go realizować na wezwanie podziemnej "Solidarności". W ślad za Świdnikiem poszli mieszkańcy Lublina i Puław. W "spacerach" brało udział od kilkuset do paru tysięcy osób i aby zablokować tę inicjatywę władze podjęły dosyć radykalne działania: początek godziny milicyjnej wyznaczono na godz. 19.00 (w związku z czym "spacery" zostały przeniesione na 17.00), w całym Świdniku ponownie wyłączono telefony, w porze demonstracji obowiązywał zakaz ruchu pojazdów, legitymowano "spacerowiczów", grożono usuwaniem z pracy. Część świdniczan kontynuowała sprzeciw w bardziej zakamuflowanej formie, na przykład trzepiąc w wyznaczonym czasie dywany i chodniki. Na większość oddziałały jednak zarówno szykany władz, jak i apel proboszcza, który wezwał do zaprzestania protestu." (wjp, str. 169)

 

Pokłosiem stanu wojennego było wyrzucanie z pracy uczestników strajków, a także wszelkich osób, które podpadły dyrekcjom zakładów pracy i ich esbeckim doradcom. Zwolnieni otrzymywali "wilczy bilet" i bardzo trudno było im uzyskać inne zatrudnienie. Z drugiej strony w zakładach zmilitaryzowanych wprowadzono dziewięciomiesięczny okres wypowiedzenia, więc nikt o zdrowych zmysłach nie zmieniał miejsca pracy, jeżeli nie musiał.

 

"W Hucie Katowice zwolniono około 1,4 tysiąca robotników, podobna liczba osób straciła posady w Stoczni im. Warskiego i w niektórych kopalniach. Masową skalę przybrały zwolnienia w portach i stoczniach Trójmiasta (3 stocznie zostały czasowo zamknięte, w tym Stocznia Gdańska do 4 stycznia), liczne były zwolnienia w fabrykach wrocławskich. Wyrzucano z pracy nie tylko w dużych miastach i nie  tylko w dużych przedsiębiorstwach. W zakładach "Polmo" w Krośnie, które nie zaliczały się do gigantów, zwolniono ponad 200 osób. W zasadzie wszędzie, gdzie odbyły się strajki, co najmniej kilkanaście lub kilkadziesiąt osób musiało pożegnać się z dotychczasowym miejscem pracy." (wpj, str. 104)

 

Od 13 grudnia 1981 r. do początku sierpnia 1982 r. zwolniono z pracy około 55,8 tys. osób (w tym około 16-17 tys. internowanych i aresztowanych). Wśród zwolnionych było około 2,8 tys. osób z nadzoru i kadry kierowniczej.

środa, 16 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 20)

10. Zwyczajni ludzie (cd.) 


To zdjęcie doskonale oddaje atmosferę lat stanu wojennego. 

Na zwyczajnych ludzi padł strach nie tylko z powodu wyłączenia telefonów na kilka dni, a potem głosu, który pojawiał się po podniesieniu słuchawki: "rozmowa kontrolowana", a także kontroli korespondencji. 

Andrzej Paczkowski wymienia następujące utrudnienia wynikające z wprowadzenia stanu wojennego:

 

(...) zakaz strajków, zakaz zgromadzeń, zawieszenie działalności wszystkich związków zawodowych oraz ponad stu organizacji społecznych (w tym stowarzyszeń twórczych i Niezależnego Zrzeszenia Studentów), zawieszenie ukazywania się ogromnej części prasy, nadawanie tylko po jednym programie radia i telewizji, zakaz opuszczania bez zgody władz województwa, w którym miało się miejsce stałego pobytu, ograniczenie wysokości wypłat z kont osobistych, nakaz złożenia do depozytu broni (w zasadzie chodziło o broń myśliwską) i urządzeń nadawczych oraz nadawczo-odbiorczych (czyli amatorskich krótkofalówek), kontrolę korespondencji i rozmów telefonicznych, wstrzymanie ruchu granicznego, zakaz sprzedaży benzyny i innych środków pędnych osobom fizycznym, zawieszenie wolnych sobót. Na zarządzenie KOK militaryzacja objęła między innymi 90% zatrudnionych w Ministerstwie Komunikacji (635 tysięcy osób), 75% w Ministerstwie Łączności, 90% w Ministerstwie Górnictwa i Energetyki (790 tys. osób), 93% w Urzędzie Gospodarki Morskiej. Łącznie militaryzacji podlegało ponad 2 miliony osób, czyli około 15% zatrudnionych (nie licząc funkcjonariuszy i pracowników MSW)." (wpj, str. 57)

 

Zwyczajni ludzie, wcale nie zamieszani w działalność związkową, a także kibice, brali udział w manifestacjach pierwszomajowych, trzeciomajowych, grudniowych i innych.

 

"W końcu tłum staje oko w oko z ZOMO. Ci nie wytrzymują nerwowo i zaczynają strzelać petardami prosto w tłum." (sts, Lucyna Perepeczko, str. 129)

 

Strzelanie w prosto tłum z petard w sytuacji, gdy stoi się z nim oko w oko jest bez sensu. To jest zbyt blisko - gaz wyrządziłby szkody także zomowcom. Oni strzelali petardami łukiem ponad głowami pierwszego rzędu pochodu. Petardy spadały na głowy sto - dwieście metrów za czołem pochodu dzięki czemu robiła się w nim wyrwa i czoło pochodu wycofywało się do tyłu, a wtedy zomowcy posuwali się w zwartym szyku do przodu. Łuski petard były z grubej tektury lub z blachy. Dostać taką metalową w głowę to ryzyko śmierci.

 

"Poważnym utrudnieniem w rozpoczęciu i prowadzeniu strajku - tam, gdzie wybuchały - była postawa dyrekcji i kadry. Tylko w nielicznych wypadkach nie utrudniano "od wewnątrz" zakładu akcji protestacyjnej, nie stawiano przeszkód w posługiwaniu się radiowęzłami czy łącznością wewnętrzną. Takim wyjątkiem były na przykład zakłady w Świdniku, których dyrektor, Jan Czogała, przypłacił przychylność wobec strajkujących dyscyplinarnym zwolnieniem ze stanowiska (został nawet internowany)." (wpj, str. 70)

 

"Od rana 14 grudnia do zakładów pracy napływały załogi. Nie wszyscy jednak przychodzili po to, aby strajkować. Arkadiusz Dybowski, górnik z kopalni "Andaluzja", wspomina, że gdy zjawił się przed bramą, członkowie Komisji Zakładowej byli już na miejscu, ale zachowywali się biernie, sam więc zaczął wołać do tłumu spieszących do pracy kolegów: "Dokąd wy idziecie? Zastanówcie się, ludzie, co tracicie. Brońcie tego związku! (...) Nerwowy taki jestem, wybuchowy [więc] mówię: barany, barachło". Przed bramą stały dwie milicyjne "nyski", ale choć nikt nie interweniował, wszyscy z najliczniejszej, pierwszej zmiany "głowy w dół, jakby byli głuchoniemi. I szli do roboty. Jeden kierunek mieli". Strajk udało się zorganizować dopiero późno wieczorem z górników nocnej zmiany, brygad remontowych i przygotowawczych, praktycznie bez udziału członków Komisji Zakładowej." (wpj, str. 71)

 

"Bazylika Mariacka w Gdańsku, do której w czasie Mszy za Ojczyznę schroniła się część rozpędzanych już wcześniej demonstrantów, znalazła się w faktycznym stanie oblężenia, od rakiet wystrzeliwanych przez milicję zajął się ogniem chór i organy kościoła, uszkodzona została kopia obrazu Hansa Memlinga, 13 osób odniosło rany postrzałowe." (wpj, str. 179)

 

Ten epizod z 3 Maja 1982 r. został doskonale opisany w reżimowej prasie. Sprytny dziennikarz zaczynał od "Nie jest prawdą, że..." i opisywał prawdziwy przebieg wydarzeń. To majstersztyk, który przeszedł przez cenzurę stanu wojennego. Inny dziennikarz napisał artykuł o muzyce, w którym pierwsze litery akapitów układały się w hasło "Wrona skona". Cenzura nic nie zauważyła, ale potem sprawa stała się głośna i dziennikarz stracił pracę.

wtorek, 15 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 19)

10. Zwyczajni ludzie zachowywali się po wprowadzeniu stanu wojennego jak zwyczajni ludzie. Byli zdezorientowani i nie wiedzieli co mają robić.

 

"Wojna, więc co? Zapasy? Ogłupiała leję wodę do wanny." (sts, Ksenia Bagniewska, str. 27)

 

"nigdy nie było w domu tyle alkoholu, co za czasów reglamentacji - każdy kupował, żeby nie zmarnować kartek" (sts, Ksenia Bagniewska, str. 28)

 

Pierwsze kartki, które pamiętam, zostały wprowadzone przez Gierka na cukier, tak około 1977 r. Podobno nastąpił niespodziewany brak cukru na rynku światowym i zwyżka cen, wobec czego Gierek sprzedał polskie zapasy cukru, a obywatelom rządzonego przez  siebie kraju zaoferował początkowo po 2,5 kg cukru, a później po 2 kg, czy nawet mniej miesięcznie. Każdy starał się wykupić cały swój przydział, w związku z czym w szafach zamiast ciuchów przechowywano po kilkadziesiąt kilogramów cukru. 

Przed wprowadzeniem kartek na mięso w 1980 r. oficjalne statystyki podawały, że na obywatela Polski przypadało 6 kg mięsa miesięcznie. Na kartki przyznano 3,5 kg mięsa, kiełbasy i podrobów. 

W 1981 r. już prawie wszystko było na kartki.



Te zasady sprzedaży na kartki, które zmieniały się co miesiąc nie należą do najbardziej skomplikowanych, zdarzały się gorsze miesiące.

 

"Uparte milczenie telefonów, zanim władza zezwoliła łaskawie na "rozmowy kontrolowane", czyli podsłuchiwane, miało niejeden tragiczny skutek. Sympatyczny dentysta o piętro nad nami doznał w nocy zawału serca. Zanim jego syn natrafił na opustoszałych ulicach Dolnego Miasta na wojskowo-milicyjny patrol, zanim dowódca, typowy trep, wreszcie zdecydował się połączyć radiostacją z przełożonym, zanim ten wezwał karetkę i zanim przyjechała - było po wszystkim..." (sts, Grzegorz Kurkiewicz, str. 102)


poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 18)

9b. Joern

 

„Zbudowaniem grupy odbierającej przerzut zajął się Piotr Kwiek, znajomy zarówno Merkla, jak Milewskiego z Uniwersytetu Gdańskiego. Wynajął on magazyn w ustronnym miejscu oraz stworzył ośmioosobową ekipę do rozładunku złożoną z pracowników naukowych Wydziału Matematyczno-Fizycznego UG. Po szwedzkiej stronie Kaleta nakłonił do dużego przerzutu uczestniczącego już wcześniej w tych akcjach kierowcę Lenarta Joerna. Przygotowano 21 skrzyń, w których znalazło się około 100 powielaczy offsetowych, matryce, farby drukarskie, książki. Joern pojechał do Polski „czysty”, by sprawdzić trasę Malmo-Ystad- Świnoujście-Gdańsk, którą miał przewieźć „kontrabandę”. Zapoznał się też z miejscem rozładunku i grupą, która miała tego dokonać. W drugiej połowie czerwca 1986 r. załadowany 11 tonami sprzętu dla „Solidarności” TIR wjechał bez kłopotów do Polski. W Świnoujściu do ciężarówki wsiadł jako pilot Jan Krzysztof Bielecki, jeden z najbliższych i najbardziej zaufanych współpracowników gdańskiej RKK, zajmujący się m.in. nasłuchem radiostacji SB. W oznaczonym miejscu czekała ekipa Kwieka i Bogusław Szybalski, który wraz ze swymi współpracownikami miał w ciągu 30 godzin rozwieźć transport do kilku ,mniejszych magazynów. Przeprowadzono pomyślnie rozładunek, Joern wyjechał do Polski, Szybalski rozwiózł powielacze, skąd trafiały stopniowo do regionów „Solidarności”. Akcja była wielkim sukcesem Merkla i jego zespołu.

 

Sukces skłonił Brukselę do jego powtórzenia. W końcu listopada 1986 r. na TIR-a Joerna załadowano w Malmo ponad 8 ton offsetów, powielaczy, komputerów, sprzętu radiowego, farb oraz książek. Samochód zaopatrzono w fałszywe numery rejestracyjne, gdyż obawiano się, że SB może mieć zarejestrowany numer ciężarówki. Niezgodność zarejestrowanego w komputerze numeru samochodu z jego marką wzbudziła podejrzenia szwedzkich celników, ale po wyjaśnieniach TIR został puszczony w dalszą drogę. W Świnoujściu przeszedł bez przeszkód kontrolę celną, ale gdy tylko wyjechał poza obszar celny został zatrzymany. Kontrola i rewizja w samochodzie przyniosła największą wpadkę w dziejach solidarnościowego „szmuglu”. Joern został aresztowany, a PAP poinformowała 29 listopada o zatrzymaniu ciężarówki z 8 tonami sprzętu „dla prowadzących wywrotową działalność”. Joern został w kwietniu 1987 r. skazany na 2 lata więzienia z możliwością zamiany na grzywnę 35 dol., przepadek samochodu i ładunku. Na Zachodzie zebrano żądaną kwotę i wykupiono Szweda z więzienia. Poniesione łącznie straty sięgały 150-200 tys. dol (wartość transportu) oraz 70 tys. dol. (cena auta).” (sp, str. 143-144)

 

Dzisiaj już wiemy, że Milewski był esbecką wtyczką, dzięki czemu SB kontrolowała przerzuty sprzętu do Polski.

niedziela, 13 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 17)

9a. Finansowanie

 

„Zagraniczna pomoc dla „Solidarności” w latach stanu wojennego pochodziła głównie od związków zawodowych lub była uzyskiwana za ich pośrednictwem. Największym donatorem była amerykańska centrala AFL CIO. W latach 1983-1984 było to po 200 tys. dol. Rocznie. W 1985 i 1986 r. po 300 tys. Wraz z pozostałymi dotacjami pomoc uzyskiwana przez „Solidarność” z zagranicy wynosiła około 450 tys. dol. rocznie. (…)

 

W 1983 r. na wniosek prezydenta Reagana Kongres Stanów Zjednoczonych powołał Narodowy Fundusz na Rzecz Demokracji (NED), który swój budżet otrzymywał od rządowej Agencji Informacyjnej Stanów Zjednoczonych (USIA). Była to inicjatywa związana z polityką administracji Reagana wspierania ruchów demokratycznych w świecie. Pomoc kierowano również do krajów Trzeciego Świata, niemniej wsparcie dla „Solidarności” było jednym z najważniejszych powodów powstania i utrzymania NED. Jak pisał do przywódców „Solidarności” w kraju Jerzy Milewski „Biały Dom lub Departament Stanu w minimalnym stopniu angażują się w tę sprawę. Podział funduszy NED jest wynikiem dwustopniowego przetargu: najpierw między głównymi kontrahentami rozdzielającymi pieniądze (obie partie, AFL CIO, izba handlowa, sam NED), potem między rojem różnych organizacji, grup i towarzystw aplikujących o pieniądze”.

 

W 1985 r. NED, według władz fundacji, przekazał na pomoc dla „Solidarności” 800 tys. dol., z czego Biuro Koordynacyjne otrzymało 300 tys. Na 1986 r. NED przyznał na rubrykę „Poland” 842 tys. dol. Z następującym przeznaczeniem: via Kongres Polonii Amerykańskiej 205 tys., w tym na pomoc dla więźniów politycznych 90 tys., dla OKN 100 tys., na Komitet Helsiński 5 tys.; via AFL-CIO z przeznaczeniem dla „Solidarności” via Biuro brukselskie 300 tys.; via Aurora Foundation 92,4 tys. dol., w tym na Komitety Obrony Praworządności 60 tys., „Zeszyty Literackie” ukazujące się w Paryżu 24 tys.; via Freedom House 96,4 tys. z przeznaczeniem na Niezależną Agencję Polską w Lund 30 tys., na „Uncensored Poland News Bulletin” 30 tys., na „Aneks” 25 tys. Ponadto Instytut Demokracji w Europie Wschodniej (Institute for Democracy in Eastern Europe) z siedzibą w Nowym Jorku otrzymał 123,2 tys. dol., Polish Institute of Arts and Science of America – 25 tys.” (sp, str. 133-135)

 

„Milewski zwracał uwagę, że na szczeblu rządu USA prowadzi się statystykę pieniędzy przeznaczonych dla Polski i porównuje z pomocą dla innych krajów. „W rezultacie mnie np. pytają czy nasza prośba o środki na cel humanitarny (poz. 1 budżetu „S”) nie jest dublowaniem wysiłków Kościoła w tej dziedzinie (któremu Amerykanie też dają pieniądze”.” (sp, przypis na str. 134)

 

            Refleksje: może dlatego Komitet Helsiński nie atakuje USA za ich zbrodnie. Fundacja Aurora została założona przez Zofię Romaszewską. "Aneks" to rodzina Smolarów.

 

„Regionalny Komitet Strajkowy NSZZ „Solidarność” Dolny Śląsk, jako jedna z nielicznych agend podziemia, od 1983 r. prowadził jawną politykę finansową. Od 1984 r. finanse RKS-u były systematycznie badane przez Społeczną Komisję Rewizyjną, zaś wyniki kontroli, jak i sprawozdania RKS-u publikowano w „Z dnia na dzień” Łącznie wpływy Komitetu od połowy 1983 r. do początków 1990 r. wyniosły 83 833 797 zł, wydatki były nieznacznie wyższe. Najwięcej środków pochodziło ze sprzedaży dewiz, otrzymywanych przede wszystkim za pośrednictwem TKK (nieco ponad 50 mln zł). Na drugim miejscu znalazły się składki członkowskie, które przyniosły w tym czasie ponad 15 mln zł (ponadto na Fundusz Pomocy Represjonowanym wpłacono 2,5 mln, zaś na Fundusz Pomocy Strajkującym 1 mln). Istotne znaczenie miały także wpływy ze sprzedaży znaczków pocztowych, odznak i innego typu „galanterii związkowej” – 9 mln zł. Po stronie przychodów odnotowano także wspomniane już 4 mln zł przekazane przez Piniora w 1984 r. (21 kwietnia 1987 r. przedstawił od RKS-owi rozliczenie kwoty 80 mln, które zostało zaakceptowane) oraz pożyczkę zaciągniętą w 1983 r. Blisko połowa wszystkich wydatków (41 mln zł) przeznaczona była na działalność wydawniczą. Tak wysokie koszty wynikały między innymi z faktu, iż podstawowe pisma RKS-u („Z dnia na dzień”, „Riposta”, „Solidarność Dolnośląska”) rozprowadzano bezpłatnie. Ponadto ponad 9 mln zł wydano na zakup innych wydawnictw podziemnych, co również było formą dotacji. Na drugim miejscu znalazła się pomoc represjonowanym i ich rodzinom, na którą wydatkowano ponad 14 mln zł. Na wsparcie organizacji niezależnych (m. in. NZS, Pomarańczowa Alternatywa, Międzyszkolny Komitet Oporu, PPS, Polska Partia Niepodległościowa, Solidarność Polsko-Czechosłowacka) wydano ponad 6 mln zł. Mniejsze kwoty przeznaczono na działalność Radia „Solidarność” i prace dotyczące emisji telewizyjnej (ponad 2 mln zł) oraz przygotowywanie rocznicowych i obchodów świąt „Solidarności” (1.6 mln zł). Prawie 10 mln zł zapisano w rubryce „inne wydatki”, obejmującej między innymi koszty dotacji do publikacji książek, transportu i administracji.” (sp, str. 339)

 

Jak to możliwe, że wydatki były wyższe niż wpływy skoro rozliczano się na zasadzie kasowej? Skiba brał forsę od Piniora?

 

„Lis wspomina, że RKK prowadziło coś na kształt działalności gospodarczej, np. w hali targowej w Gdyni: „mieliśmy mnóstwo osób, którym pomagaliśmy, a oni nam potem w różny sposób pieniądze zwracali z pewnego rodzaju prowizją”. Przypis: „Relacja B. Lisa; rozmowa z B. Borusewiczem. Chodziło o działalność gospodarczą rodziny Puszów.” (sp, str. 226)

 

A to ciekawe: Rodzina Puszów to „mnóstwo osób”? O jakie pieniądze chodzi, przecież w RKK brakowało pieniędzy, trzeba było pożyczać z Wrocławia? Wychodzi na to, że rodzina Puszów i inne „mnóstwo osób” tuczyło się na hali targowej w Gdyni na związkowych pieniądzach. Nie musieli brać kredytów.

sobota, 12 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 16)

9. Prasa, radio i telewizja podziemna - opór w postaci ulotek i pism podziemnych był znakomicie zorganizowany. Dziesiątki tytułów, papier kradziony w zakładach pracy, mimo tego, że przepisy stanu wojennego zobowiązywały do założenia szczegółowej ewidencji rozchodów papieru, a także ewidencji korzystania z kserografów i powielaczy. Sprzęt przemycany z zagranicy. Po 1989 r. na mocy specjalnej amnestii wszystkie środki wytwórcze otrzymane z zagranicy miały zostać ujawnione, aby włączyć je do opodatkowanego obiegu gospodarczego. Nie wszystkie zostały ujawnione, część została wykorzystana do działalności nielegalnej, mówiąc inaczej: została ukradziona związkowi przez prywatną inicjatywę.

 

"Przebojem na podziemnym rynku wydawniczym była farba oparta na paście do mycia rąk ubrudzonych smarem "Komfort", ale "złote rączki" mogły skomponować farbę niemal z byle czego. Szczepan Rudka w swojej monografii nielegalnej prasy wrocławskiej podaje taki oto przepis na produkcję farby: "Sporządzano ją z wiórków szarego mydła (najbardziej dostępnego), do którego dodawano tusz. Tak powstałą mieszaninę gotowano do momentu, gdy zaczynała kipieć. Z wierzchu ściągano i wyrzucano zanieczyszczenia, po czym roztwór studzono. W trakcie krzepnięcia dolewano wody kolońskiej lub 50-procentowy roztwór spirytusu. Niekiedy używano innych płynów zawierających alkohol, na przykład denaturatu, leku "Acnosan" lub mocnego bimbru"". (wpj, str. 147)

 

W podziemną pracę związkową tego typu było zaangażowanych około 300 tysięcy osób. W ciągu 1982 r. ukazało się około 770 nielegalnych czasopism. W 1983 r. liczba gazetek spadła do około 620, w tym około połowę stanowiły tytuły nowo założone. W następnych latach wydawano rocznie około 350-380 tytułów. 

Oprócz gazetek i ulotek wydawano także książki i broszury.

 

"Wprawdzie liczne były wypadki udzielenia przez różne struktury związku dotacji (zaczynały one także napływać z zagranicy) czy to na wydanie konkretnego tytułu, czy na uruchomienie wydawnictwa, nie znalazłem dokumentów świadczących o tym, aby wydawca, który odniósł sukces finansowy, dzielił się nim z jakąś komórką "Solidarności". Jeśli więc zakup książki był traktowany jako "cegiełka", to pieniądze te przeznaczano raczej na rzecz ogólnie pojętego społeczeństwa niezależnego niż samego związku." (wpj, str. 233)

 

W lutym 1984 r. Zbigniew Bujak

 

„Oceniał, że ukazuje się systematycznie około 600 tytułów prasy podziemnej, przy czym pisma regionalne i ponadzakładowe mają nakłady rzędu 10-40 tys. egzemplarzy, pisma zakładowe 500-2000 egz. Istnieje około 30 wydawnictw, a nakłady książek wahają się od 2 do 15 tys. egzemplarzy.” (sp, str. 79)

 

Nakład książki 15 tys. to potężny zastrzyk prawdy w tkankę społeczną. 

Osobiście słyszałem audycję radia "Solidarność", która przedarła się przez sygnał telewizyjny w trakcie nadawania Dziennika Telewizyjnego. Znam osobę, która ma nagraną krótką audycję radia "Solidarność" na video ponieważ nagrywała sobie właśnie  "Gorączkę sobotniej nocy".

 

"12 kwietnia 1982 roku w Warszawie Zofia i Zbigniew Romaszewscy wyemitowali pierwszą audycję podziemnego radia "Solidarność". Podobne inicjatywy, demaskujące dezinformację społeczeństwa, pojawiły się w innych miastach. Udało się uruchomić nadajniki w Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku i Poznaniu. Były zaciekle tropione i zwalczane przez SB, podobnie jak podziemna działalność wydawnicza. W 1982 roku ukazało się poza zasięgiem cenzury co najmniej osiemset czasopism, trzysta broszur i książek. W większości nakład pism nie przekraczał kilkuset egzemplarzy, redakcji i  drukarzom udawało się wydać tylko kilka numerów. Były jednak gazety, których nakład liczono w tysiącach egzemplarzy, a zasięg wykraczał poza jedno miasto. Najbardziej znany był "Tygodnik Mazowsze". Gdańskie podziemie solidarnościowe wydawało kilkadziesiąt pism. Do najbardziej znanych należały "Tygodnik Wojenny", "Gdańsk", "CDN", "Rozwaga i Solidarność", "Solidarność" oraz "Biuletyn Informacyjny"." (sts, Wstęp, str. 20)

 

Audycje radiowe były nadawane, między innymi, w Gliwicach, Wrocławiu, Bielsku-Białej, Legnicy, Głogowie, Jeleniej Górze, Kędzierzynie, Legionowie, Węgorzewie, Kłodzku, Bydgoszczy, Świdnicy, Toruniu, Bielawie, Świdnicy, Poznaniu. W Toruniu nadajnik radiowy został przymocowany do balonu.

piątek, 11 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 15)

8c. Naszkowski

 

„W 1982 r. próbowano również zrealizować wariant prowokacji, inspirując lub przejmując kontrolę nad Międzyregionalną Komisją Oporu NSZZ „Solidarność”. Geneza MKO związana jest z osobą Andrzeja Konarskiego, jednego z dwóch głównych twórców  Ogólnopolskiego Komitetu Oporu, do 13 grudnia członka prezydium Komisji Krajowej „Solidarności”. Konarski, w przeciwieństwie do Szumiejki, nie podporządkował się TKK i podjął działalność rozłamową. MKO została utworzona 4 września 1982 r., a mieli w jej skład wejść działacze kilku regionów. MKO wypowiedziała się przeciw strajkom i demonstracjom, krytykowała też TKK za nieskuteczność proponowanych form walki. W połowie listopada MKO wydała numer 1 pisma „Bez dyktatu”, wypełnionego jej obszernymi oświadczeniami. Nadzwyczaj doskonała szata graficzna pisma (kolumny, łamanie, czytelny druk) mogła budzić podejrzenia, podobnie jak sama próba negowania przyjętych form walki.

 

W istocie SB chodziło o wykreowanie podziemnej struktury międzyregionalnej, która byłaby konkurencją dla TKK, osłabiała jej autorytet, przejmowała kontrolę nad lokalnymi ogniwami konspiracji, a także ułatwiała rozpracowanie samej TKK. W sprawie dotyczącej eksponowanego agenta SB, a w 1982 r. jej funkcjonariusza Eligiusza Naszkowskiego, znajduje się oświadczenie wysokiego szczebla oficera Biura Studiów z maja 1985 r., w którym pisze, że sprawa  dotycząca MKO miała kryptonim „Tęcza” i Naszkowski wiedział, że „jest to struktura stworzona przez B[iuro] S[studiów] SB w koordynacji z wojewódzkimi urzędami spraw wewnętrznych, że jest ona sterowana poprzez osobowe źródła informacji wywodzące się także z <czołówki> b. Solidarności, że w imieniu tej struktury drukowano i kolportowano <Bez dyktatu>”.” (sp, str. 92-93)

 

8d. Reakcje z za granicy

 

W "Balladzie o Janku Wiśniewskim", która opowiada o starciach robotników z władzą podczas wydarzeń 1970 r. na Wybrzeżu, są i takie słowa: "Świat się dowiedział. Nic nie powiedział. Janek Wiśniewski Padł." Po wprowadzeniu stanu wojennego było podobnie. Świat powiedział niewiele lub prawie nic. Niewiele też zrobił.

 

"(...) reakcje miały charakter, można powiedzieć, "unikowy", a odpowiedź francuskiego ministra spraw zagranicznych Claude'a Cheyssona na pytanie dziennikarza: "co zrobi rząd?" była wręcz defetystyczna, jeśli nie cyniczna: "Nic, rzecz jasna, nie zrobimy nic". "Będziemy śledzić na bieżąco" - dorzucił. (...) Niezwykle wstrzemięźliwy był kanclerz RFN Helmut Schmidt, który przebywał właśnie z oficjalną wizytą w NRD. Powiadomiony wcześnie rano o wydarzeniach w Polsce uznał, iż nie jest to wystarczający powód, aby przerwać owocne spotkanie z Erichem Honeckerem, pierwsze na tak wysokim szczeblu po ponad dziesięcioletniej przerwie. Stosunki niemiecko-niemieckie miały dla niego oczywisty priorytet. Wedle niektórych ocen, stanowisko zajęte przez kanclerza w znacznym stopniu utrudniło jednolitą reakcję Zachodu, niemniej od wczesnego ranka trwały intensywne konsultacje telefoniczne ministrów spraw zagranicznych "wielkiej czwórki" natowskiej i o godz. 16.00 Haig, Cheysson, Hans Dietrich Genscher oraz lord Carrington spotkali się w Brukseli u Sekretarza Generalnego NATO. Po spotkaniu nie ogłoszono oficjalnego komunikatu, a wypowiedź dla dziennikarzy była nader enigmatyczna: "naród polski powinien sam znaleźć sposób na przezwyciężenie aktualnych trudności i doprowadzić do kompromisu między istniejącymi tam siłami." (wpj, str. 117)

 

Obrońcy pokoju.

 

"Media nie były wprawdzie tak wstrzemięźliwe jak politycy, ale również w prasie zachodniej wyczuwało się ulgę, że sowieckie wojska nie pojawiły się na ulicach polskich miast, a w niektórych dziennikach amerykańskich ukazały się nawet artykuły pochwalające decyzję gen. Jaruzelskiego (zresztą w tajnym opracowaniu analitycy CIA wyrażali podobne opinie)." (wpj, str. 118)

 

Wygląda na to, że cały Zachód na wszystkich szczeblach władzy i opinii publicznej robił w majtki ze strachu przez ZSRR. Skąd Polacy wzięli tyle siły, żeby stawiać się okoniem. Teraz mówią, że ZSRR w tym czasie był już kolosem na glinianych nogach i wydmuszką. To dlaczego się go tak bali???’

 

"(...) W Szwecji, w oczekiwaniu na duży napływ uchodźców z Polski (prawdę mówiąc, nie wiem, jak to sobie wyobrażano - morzem na porwanych statkach?, na kajakach? i żaglówkach?), przeprowadzono specjalne ćwiczenia i postawiono w stan gotowości niektóre jednostki wojskowe. Po południu 15 grudnia podwyższoną gotowość ogłoszono w sztabie głównym NATO, a polskie służby zaobserwowały wzmożone przeloty natowskich samolotów rozpoznawczych nad południowym Bałtykiem." (wpj, str. 118-119)

 

Sankcje gospodarcze też były, zwłaszcza ze strony Stanów Zjednoczonych, ponieważ państwa europejskie starały się tonować ostre reakcje Ronalda Reagana. Najważniejszą sankcją było odebranie Polsce klauzuli najwyższego uprzywilejowania w handlu ze Stanami Zjednoczonymi po delegalizacji "Solidarności" w październiku 1982 r. Takie klauzule miały tylko trzy państwa demoludów: Polska od 1960 r., Rumunia od 1975 r. oraz Węgry od 1979 r. 

Na kierownika Biura zagranicznego NSZZ "Solidarność" wyznaczono Jerzego Milewskiego (okazało się, że był tajnym współpracownikiem bezpieki). Na siedzibę biura wyznaczono Brukselę, miasto, w którym mieściła się Międzynarodowa Konfederacja Związków Zawodowych oraz Światowa Organizacja Pracy.

 

"Władze tych organizacji bez żadnych oporów - a wręcz z entuzjazmem - odniosły się do akredytowania przedstawicielstwa znanego im świetnie związku. Biuro dostało lokal i środki na bieżącą działalność." (wpj, str. 243)

 

Dobre stosunki udało się nawiązać z Amnesty International, Międzynarodowym Czerwonym Krzyżem, Biurem Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców.

 

"Biuro reprezentowało też "Solidarność" w Międzynarodowej Organizacji Pracy, co było o tyle ważne, iż w MOP reprezentowane były zarówno związki zawodowe, jak i rządy. Mimo ostrych protestów rządu gen. Jaruzelskiego przedstawiciele "Solidarności" brali udział w pracach organizacji." (wpj, str. 244)

czwartek, 10 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 14)

8b. Działacze "Solidarności"- Internowano 10.132 osoby. Internowanie przebiegało na ogół spokojnie, ale zdarzały się też sceny godne obozów koncentracyjnych, gestapo i gułagów.

 

"Niekiedy dochodziło wówczas do rozległych aktów przemocy, na przykład 13 lutego, kiedy w ośrodku w Wierzchowie Pomorskim zostało ciężko pobitych kilkanaście, a lżej - kilkadziesiąt osób. Zdarzało się, iż przyczyną ostrego konfliktu były sprawy bytowe czy problem wizyt rodzinnych. Na takim właśnie tle w połowie sierpnia 1982 r. doszło do brutalnej pacyfikacji ośrodka w Kwidzyniu, gdzie nie tylko rozpędzono zgromadzonych na wolnym powietrzu, ale "uciszano" celę za celą. W rezultacie pobito blisko 80 internowanych (ponad połowę), w tym bardzo ciężko - z koniecznością hospitalizacji - kilkunastu. Bywało jednak i tak, że zbiorowe bicie wynikało po prostu z bestialstwa strażników i nadużywania przez nich alkoholu. W znanym z brutalności załogi więzieniu w Iławie 25 marca kilkudziesięciu strażników skatowało - bez żadnego powodu, a nawet pretekstu - mieszkańców jednej z cel, do pobitych nie wezwano lekarza więziennego, a także nie dopuszczono do nich lekarza internowanego." (wpj, str. 95)

 



W marcu 1982 r. rozpoczęła się akcja nakłaniania działaczy "Solidarności" do wyjazdu z kraju wraz z rodzinami. Biorąc przykład z Fidela Castro równocześnie proponowano to samo kryminalistom, aby zohydzić tą falę emigracji na Zachodzie. W ten sposób wyjechało za granicę około 8.000 rodzin solidarnościowych i 100 rodzin kryminalistów. W tym było 36 (na 107) członków Komisji Krajowej, 229 członków zarządów regionów i 527 członków komisji zakładowych. 

Prowadzono akcję podsuwania po podpisania deklaracji lojalności i pozyskiwania tajnych współpracowników. W Strzebielinku lojalki podpisało prawie 100 osób, czyli 20% internowanych. 

Przed sądami skazywani byli mniejsi i więksi działacze "Solidarności". Najwyższe wyroki dawał Sąd Marynarki Wojennej: Ewę Kubasiewicz z Wyższej Szkoły Morskiej skazano na 10 lat więzienia. Inni dostali po 9 lat. Wśród skazanych sądownie byli, na przykład: ksiądz, za to, że podczas kazania "publicznie lżył i wyszydzał ustrój społeczno-polityczny PRL i naczelne organy [państwa] oraz rozpowszechniał fałszywe wiadomości", ksiądz za wystawienie żłobka, który "zawierał informacje godzące w interes PRL", Patrycjusz Kosmowski ponieważ "nieprawdopodobnym jest, by oskarżony (...) w jednej chwili zdecydował, że należy zaniechać wszelkiej działalności związkowej".



13 grudnia do "Solidarności" należało 45 członków i zastępców członków KC PZPR, 17 członków Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej i 13 członków Centralnej Komisji Rewizyjnej. Z tych 75 osób 67 zadeklarowało wystąpienie ze związku, a pozostali zostali usunięci z PZPR. Przypominam sobie jednego z członków KC PZPR - aktora Teatru Wybrzeże Stanisława Michalskiego, który przed wprowadzeniem stanu wojennego odgrażał się, czego to on nie zrobi, kiedy dojdzie do konfrontacji. Nie przypominam sobie, żeby zrobił cokolwiek. 

Słynna stała się ucieczka Jana Narożniaka z łap SB. Dzięki pomocy lekarzy został wywieziony ze szpitala mimo obstawy.


"Wedle danych MSW (ach, cóż biedni historycy mogliby napisać, gdyby SB nie liczyła wszystkiego tak skrupulatnie!) na Zachodzie miało przebywać blisko 500 działaczy i członków związku, w tym kilkunastu na paszportach służbowych, wydanych na wniosek związku. (...) Pierwsze spotkanie najbardziej aktywnych osób z kilku krajów europejskich odbyło się w Zurychu już w dniach 18-20 grudnia 1981 r., a wkrótce potem formalnie zawiązały się między innymi Komitet Koordynacyjny "Solidarności" w Paryżu, Komitet Akcji "Solidarności" w Brukseli, Komitet Solidarności z "Solidarnością" w Rzymie, Biuro "Solidarności" w Sztokholmie. Na zjeździe, który odbył się w połowie lipca 1982 r. w Oslo, zjawili się przedstawiciele kilkunastu takich komitetów, także z Kanady i Stanów Zjednoczonych. (...) 

(...) Na kierownika Biura Zagranicznego NSZZ "Solidarność" wyznaczono Jerzego Milewskiego, fizyka z Gdańska, członka MKS w sierpniu 1980 r., który w chwili wprowadzania stanu wojennego był na konferencji naukowej w Stanach Zjednoczonych. Siedzibą Biura została Bruksela (...)" (wpj, str. 243)

 

Milewski współpracował z SB, dzięki czemu kontrolowała ona drogi i ścieżki dostaw sprzętu i innych darów z Zachodu do nielegalnej Solidarności.

IV. Komuna i po komunie (cd)

3. Kłamstwa i złodziejstwo po 1989 r. (cd)   g) Prawicowa opozycja   Monika Jaruzelska, córka krwawego generała, zdobyła dużą popularn...