10. Zwyczajni ludzie (cd.)
Zwyczajni ludzie byli bezbronni
wobec podwyżek cen.
"Władza przetrwała bez większych problemów drastyczną
podwyżkę cen z 1 lutego 1982 r., której skutki dla budżetów domowych były
niezwykle dotkliwe. Wedle niektórych szacunków płace realne w przemyśle spadły
do 57% w porównaniu z rokiem 1980. Przez cały 1982 r. sytuacja zaopatrzeniowa
pozostała niezwykle trudna, wciąż około 80% rynku artykułów konsumpcyjnych
znajdowało się w tak zwanym obszarze nierównowagi, czyli inaczej mówiąc tylko
jedna piąta artykułów była mniej więcej stale dostępna w sklepach, pozostałe
cztery piąte były albo przedmiotem reglamentacji (kartki), albo czasochłonnych
i korupcjogennych "polowań". Waldemar Kuczyński ocenia, że choć
załamanie rynku artykułów żywnościowych było najgłębsze w latach 1980-1981, w
1982 załamał się z kolei rynek nieżywnościowych artykułów konsumpcyjnych. W
pierwszym półroczu 1982 r. negatywny wpływ - mniej na indywidualnych
nabywców, bardziej na przedsiębiorstwa - miały sankcje nałożone przez Stany
Zjednoczone." (wpj, str. 256)
Na koniec tego rozdzialiku
wspomnienia siedemnastolatka, który ukrywał się.
"Pod koniec 1982 roku Jacek Taylor stwierdził, że tak
dalej być nie może, że mam tylko 17 lat, jestem na to wszystko za młody, że muszę
chodzić do szkoły, normalnie żyć.
Ustaliłem z nim zeznania, co mogę powiedzieć SB, a co musi
pozostać tajemnicą. Zgłosiłem się do prokuratury. Natychmiast wezwano SB.
Zawieźli mnie na Okopową. Fatalna cela, wilgotno, zimno, kibel na środku. Byłem
na śmierć przestraszony. Po kilku dniach trafiłem na Kurkową, tam było o niebo
lepiej, dosłownie luksus, ale kibel był i tak na środku. Potwornie mnie to
krępowało. W celi byłem z dwoma osobami, takim młodym chłopakiem i starym
wytatuowanym kryminalistą, niejakim Jasiem T. Jak tego chłopaka brali na
przesłuchania, to T. próbował się do mnie dobierać...
Pamiętam jak dziś, siedziałem tam w kącie z zaostrzoną
łyżką w jednej ręce i z nim walczyłem. To było specjalnie tak urządzone, żeby
mnie zmusić do mówienia. Przesłuchiwał mnie taki sku...el z SB, Marek K.
Łajdak, jakich mało. Co mu draniowi zależało, żeby wycisnąć ze mnie coś o
takich gówniarzach jak ja? Chciał się podlec na siłę wykazać.
Na szczęście (bo Jasio T. pewnie by mnie w końcu dopadł),
Jacek Taylor wyciągnął mnie z ich łap. Zacząłem symulować zaburzenia
psychiczne, a on załatwił jakieś zaświadczenia i przenieśli mnie do szpitala na
Srebrzysku. Z początku byłem załamany. Na sali sami zasrani i obsikani faceci,
totalne wariactwo. Wieczorem przyszedł ordynator, jak mnie zobaczył, to kazał
przenieść na oddział dziecięcy, chociaż byłem już przecież na to za stary. Mój
Boże... jaki ja byłem szczęśliwy! Kolorowy telewizor, książki, wygodne łóżko,
czysta pościel, terapeuci. To był raj." (sts, Wojciech Chmielecki, str.
42)
Jacek Taylor to późniejszy
minister, który nabył uprawnienia kombatanckie przebywając przez miesiąc w
niemieckim obozie przejściowym w brzuchu matki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz