wtorek, 8 kwietnia 2025

Suplement - Stan wojenny (cz. 12)

8. Strajki na Śląsku - Największy opór po wprowadzeniu stanu wojennego stawili robotnicy Śląska. Oni zastosowali formę strajku znaną już w XIX wieku - strajk pod ziemią. Nie ma na taki strajk sposobu poza zniszczeniem psychiki strajkujących.

 

"Bolesnym symbolem stały się wydarzenia w kopalni "Wujek" w Katowicach. Pod ziemią strajkowały tam 3 tysiące górników." (sts, Wstęp, str. 18)

 

"Zbliża się wigilia i święta Bożego Narodzenia, a na Śląsku w kopalniach "Ziemowit" i "Piast" przebywa ponad 3 tysiące górników pod ziemią, o czym oficjalnie powiadamia radio i telewizja junty wojskowej. Trzymani są rzekomo przez prowodyrów i ekstremistów "Solidarności". Trudno sobie wyobrazić, aby tysiące górników, chłopów na schwał można było utrzymać pod groźbą kilkanaście dni pod ziemią. Jak można tak bezczelnie kłamać społeczeństwu! A obok kopalni zajęta jest huta "Katowice" przez klasę robotniczą, zdeterminowaną na wszystko." (sts, Franciszek Grabski, str. 58)

 

Oficjalna propaganda głosiła, że górnicy są pod ziemią przetrzymywani siłą, ogłupiani i indoktrynowani. Ci, którym udało się wyjechać na powierzchnię, wyczekali na chwilę, kiedy winda nie była dostatecznie chroniona i uciekli. Co i rusz radio nadawało rozmowy żon i dzieci strajkujących przez kopalniany telefon: "Wyjeżdżaj na powierzchnię, nic ci nie grozi." Złamany głos górnika: "Nie mogę..." "Dlaczego tatusiu nie wyjeżdżasz do nas?" "Nie mogę, dziecko, nie mogę ...." i tak w kółko. 

Pacyfikacje zaczęły się od starć z zomowcami w kopalni "Manifest Lipcowy" 15 grudnia. W południe czołg rozbił barykadę przy bramie głównej i doszło do wzajemnego obrzucania się kamieniami i innymi przedmiotami przez obie strony. W trakcie trzeciego ataku padły strzały z ostrej amunicji.

 

"Użycie broni w "Manifeście Lipcowym" wywarło, jak to nieraz bywa, dwojaki skutek: jednych zniechęciło do kontynuowania protestów w formie strajków, innych zdeterminowało do działania. To właśnie wtedy górnicy z kopalni "Wujek" "samorzutnie zaczęli się zbroić - opowiadał Stanisław Płatek - każdy szukał jakiegoś drąga, kija, żeby coś mieć pod ręką"." (wpj, str. 82)

 

"Rano 16 grudnia na terenie kopalni przebywało około 3,5 tysiąca górników, którzy w czasie wiecu załogi odrzucili ultimatum postawione przez komisarza, oświadczyli, że będą stawiali opór milicji, ale w przypadku wejścia wojska nie będą się bronili. Bezpośrednio przed wydaniem rozkazu do natarcia nakazano opuszczenie kopalni kobietom, co zostało wysłuchane. Samo uderzenie rozpoczęło się około godz. 11.00 od rozpędzenia setek osób - głównie żon i matek oraz dzieci - które zgromadziły się przed bramą, oraz od "przygotowania artyleryjskiego" dział czołgowych. Pół godziny później przełamania murów i barykad dokonały w różnych miejscach dwa czołgi. Za nimi ruszyli zomowcy, strzelając gazowymi pociskami z rakietnic. Pojemniki z gazem zrzucano też z helikoptera. W akcji użyto 6 armatek wodnych, których działanie przy wielostopniowym mrozie było szczególnie dokuczliwe. Ściągnięto też dodatkowo 5 wozów straży pożarnej z działkami wodnymi. Choć atakujący zomowcy szli chronieni przez pojazdy pancerne, atak się załamywał, gdy znaleźli się pod gradem kamieni. W niektórych miejscach dochodziło do walki wręcz. Najpierw jeden z wozów opancerzonych, a potem jeden z czołgów zostały chwilowo unieruchomione, górnicy wzięli nawet "jeńców", w osobach porucznika MO, dowódcy jednej z kompanii, i dwóch podoficerów. (...)

 

Około godz. 13.00 przez ogłuszający hałas przebiły się odgłosy wystrzałów z broni ręcznej: "Wpierw wydawało mi się - mówił Płatek - że to są strzały ślepakami, bo nie zauważyłem, żeby ktoś padł", ale kiedy na moment chmura gazu opadła "zauważyłem leżącego człowieka", gdy zaś podbiegł do niego, "poczuł lekkie szarpnięcie". Kula trafiła w ramię. Strzelali milicjanci z plutonu antyterrorystycznego", takiego samego jak ten, który brał udział poprzedniego dnia w pacyfikacji "Manifestu Lipcowego". Sześć osób poległo na miejscu, kilkudziesięciu górników było rannych (3 z nich zmarło w szpitalu). Wedle oficjalnego raportu, 19 funkcjonariuszy plutonu specjalnego wystrzeliło 156 pocisków.

 

Po strzałach "na kopalni nastała grobowa cisza" - mówi Adam Skwira. "Jak zwyczajnie po wielkiej tragedii" - dodał. Działania zostały przerwane, karetki zabierały rannych, ale zdarzało się, że milicja zatrzymywała je i wyciągała poszukiwane osoby (między innymi rannego Płatka). Delegacja górników uzgodniła z dyrektorem i komisarzem, że jeżeli ZOMO wycofa się z terenu kopalni, strajkujący też ją opuszczą. Załoga to akceptowała i około 18.00 robotnicy zaczęli wychodzić z zakładu. Wojsko, pojazdy pancerne i ZOMO cofnęły się o kilkaset metrów. Na ulicach sąsiadujących z "Wujkiem" wychodzących legitymowali ludzie z SB i milicjanci." (wpj, str. 82-83)

 

"Choć liczba uczestników strajku topniała, 17 grudnia brało w nich udział (łącznie) zapewne ponad 100 tysięcy robotników. Po tragedii w "Wujku" strajkowały kopalnie, w których protest podjęto pod ziemią: "Anna" (do 20 grudnia), "Ziemowit" i "Piast" (...)

 

"Ziemowit" złożył broń 24 grudnia, w "Piaście" strajkujący "ustalili, ze zostają na święta". Niektórzy z nich byli przekonani, iż jeśli przetrwają, to po świętach cała Polska pójdzie w ich ślady. Opuścili kopalnię dopiero 28 grudnia, a więc po dwóch tygodniach strajku pod ziemią. Był to czyn zaiste heroiczny." (wpj, str. 84)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

IV. Komuna i po komunie (cd)

3. Kłamstwa i złodziejstwo po 1989 r. (cd)   g) Prawicowa opozycja   Monika Jaruzelska, córka krwawego generała, zdobyła dużą popularn...