6. Strajk w Stoczni Gdańskiej (cd)
Andrzej Paczkowski opisał to tak:
"Po pierwszym, niejako próbnym ataku, który
przeprowadzono stosunkowo niewielkimi siłami w nocy z 13 na 14 grudnia,
pierwsze poważne uderzenie zostało dokonane później: 15 grudnia o godz. 0.15
setki zomowców i żołnierzy jednostek specjalnych wdarły się na teren stoczni i
w ciągu kilku godzin zmusiły blisko 7 tysięcy strajkujących, którzy nie podjęli
obrony czynnej, do opuszczenia zakładu. Nie dokonano jednak dokładnego
"oczyszczenia bardzo rozległego i trudnego do skontrolowania obszaru,
toteż część strajkujących - i członków wszystkich trzech komitetów strajkowych
- zdołała się ukryć, a ponieważ teren stoczni nie został zablokowany, już kilka
godzin po wyjściu napastników robotnicy zaczęli ponownie napływać do stoczni,
choć było ich oczywiście znacznie mniej niż poprzedniego dnia. Strajk się
odrodził, ale nad ranem 16 grudnia nastąpiło drugie uderzenie, czołgi rozbiły
słynną bramę nr 2 znajdującą się tuż obok krzyży upamiętniających masakrę z
grudnia 1970 r. Tym razem operacja była skuteczna, ale część członków komitetów
strajkowych zdołała się wymknąć. W dniach 17-19 grudnia spacyfikowane zostały
strajki w Stoczni Remontowej, Rafinerii Gdańskiej, wyparto strajkujących z
Portu Gdańskiego. W odróżnieniu od innych miast, 16 i 17 grudnia w Gdańsku
odbyły się gwałtowne demonstracje uliczne, w których uczestniczyło - wedle
danych MSW - w każdym z tych dni po około 20 tysięcy osób, co należy uznać za
liczbę minimalną." (wpj, str. 79-80)
No proszę! 7.000 strajkujących Stoczni. Nie chce mi się wierzyć, że było aż tylu strajkujących, nie chce mi się wierzyć także w 20.000 demonstrantów w dniach 16-17 grudnia. Byłem tam i moim zdaniem w starciach z milicją, które były rzeczywiście bardzo gwałtowne, mogło brać udział co najwyżej kilka tysięcy osób, drugie tyle to gapie, którzy jeździli póki się dało tramwajami i kolejką SKM, a potem chodzili pomiędzy Gdańskiem, Sopotem i Gdynią. Siłą rzeczy, kto przyjechał do Gdańska kolejką SKM, musiał znaleźć się w ogniu walki przed dworcem PKP i hotelem Monopol.
Zupełnie inaczej opisuje strajk
(strajki) w Stoczni Gdańskiej Andrzej Friszke.
"Wraz z wprowadzeniem
stanu wojennego przecięto połączenia telefoniczne, choć w samym Gdańsku w nocy
z 12/13 grudnia telefony lokalnie działały. Wobec blokady informacyjnej
„Solidarność” została skazana na spontaniczne działanie różnych ośrodków zakładowych
czy osób, które uniknęły internowania. Po 13 grudnia „ocaleni” przystąpili do
działania. W Porcie Gdańskim powstał Krajowy Komitet Strajkowy. Powołując się
na decyzję radomską z 4 grudnia sygnatariusze KKS – Mirosław Krupiński, Andrzej
Konarski, Eugeniusz Szumiejko, Jan Waszkiewicz, Aleksander Przygodziński
proklamowali w „Komunikacie nr 1” strajk generalny, wezwali do odwołania stanu
wojennego i uwolnienia aresztowanych. W Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk.
Przeniesiono tam KKS (jego członków przewieziono z Portu motorówką), który w
„komunikacie nr 2” podpisanym jedynie przez Waszkiewicza, nazwano Ogólnopolskim
KS. Informowano, że strajkuje ponad 47 zakładów pracy. W komunikacie czwartym z
15 grudnia informowano, że gdyby Stocznia upadła, to osoby z zewnątrz podejmą
się dalszych działań. Wskazano na Regionalny Komitet Strajkowy, utworzony obok
KKS, za który podpisali się Szymon Pawlicki, Marian Miąskowski, Jerzy Gawęda,
Krzysztof Dowgiałło i Leszek Buczkowski. W apelach z 13 grudnia „do członków
NSZZ „Solidarność” i 14 grudnia. „do wszystkich członków związku” Komitet
wzywał do zachowywania się z rozwagą na wypadek interwencji SB, MO, wojska.
Nawoływał do kontynuowania strajku, nierezygnowania z oporu, ale także do
„odpuszczenia” sobie w razie interwencji milicji i nastawienia się na długi
marsz.
W Stoczni Gdańskiej miały
miejsce dwa różne strajki. Pierwszy zakończył się w nocy z 13 na 14 grudnia po
rozbiciu go przez ZOMO i wyprowadzeniu załogi (kilku tysięcy osób) wraz z
Komitetem Strajkowym. Borusewicz, który 15 grudznia dostał się do Stoczni o
15.30, zobaczył pustki. Podjął rozpaczliwą próbę zorganizowania drugiego
strajku i obrony zakładu, formując niewielkie grupki stoczniowców (w grupie był
m. in. Krzysztof Dowgiałło). Klęskę dopełniła 16 grudnia pacyfikacja Stoczni
Gdańskiej. Strajk został rozbity. Zatrzymano członków KKS i RKS. Borusewicz
uciekł ze Stoczni i ukrył się w mieszkaniu Haliny Wieczorek na ul.
Wyspiańskiego we Wrzeszczu. Na ulicach rozpoczęła się regularna dwudniowa
bitwa, w której władza nie zawahała się użyć czołgów i helikopterów. Podczas
walk ulicznych 16 grudnia w okolicach KW PZPR zastrzelono Antoniego
Browarczyka, a dwie osoby zostały ranne od postrzałów.
Borusewicz oceniał później, że w Stoczni nie było lidera, gdyż nominalny lider Mirosław Kurpiński był zdezorientowany. Łącznik Lisa sugerował, że w Stoczni podczas strajku panował bałagan: był komitet strajkowy, regionalny, krajowy, zostało niewiele osób. Po upadku strajku w Stoczni Gdańskiej Stanisław Jarosz, szef Komisji Zakładowej Portu zorganizował grupy szturmowe, które miały bronić Portu i zetrzeć się z ZOMO pod pomnikiem Poległych Stoczniowców. Stanisław Jarosz stał na czele Zakładowego Komitetu Strajkowego, przekształconego po upadku Stoczni 16 grudnia w Międzyzakładowy. Dnia 21 grudnia zakończył się, najdłuższy w regionie gdańskim (ale i w całej Polsce), strajk w Porcie Gdańskim.” (sp, str. 187-188)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz