2. Udział Jaruzelskiego (herb rodowy Ślepowron) (cd.)
Po zatwierdzeniu stanu wojennego
przez Radę Państwa w nocy z 13 na 14 grudnia, czyli podczas otwartej
sesji Sejmu, decyzje polityczne przeszły do kompetencji Jaruzelskiego i jego zbirów.
"Po 13 grudnia główne decyzje zapadały w nieformalnym
gronie. Kierownictwo sprawował tzw. dyrektoriat, któremu przewodził gen.
Wojciech Jaruzelski, a w jego skład wchodzili: minister spraw wewnętrznych gen.
Czesław Kiszczak, wiceminister obrony narodowej gen. Florian Siwicki,
wicepremier Mieczysław Rakowski i trzech (z dziewięciu) sekretarzy Komitetu
Centralnego PZPR: Kazimierz Barcikowski, Mirosław Milewski i Stefan
Olszowski." (sts, Wstęp, str. 13)
Andrzej Paczkowski pisze, że tej samej nocy z 13 na 14 grudnia Rada Państwa przyjęła także 4 dekrety. Dokumenty uchwalono "przy odrębnym stanowisku" Ryszarda Reiffa oraz stwierdzeniu Jana Szczepańskiego, że "nie wypowiada się za nimi, lecz także nie składa sprzeciwu".
Do ośmiu osób wymieniowych wyżej, od których zależały losy Polski w czasach stanu wojennego, Andrzej Paczkowski
dodaje Janusza Obodowskiego. Nazywano ich "Dyrektoriatem" przez
analogię do tego, któremu przewodniczył 200 lat wcześniej nieprzekupny
Robespierre. Paczkowski pisze o Jaruzelskim:
"W dziejach PRL nigdy tak dużo tak ważnych stanowisk nie było skoncentrowanych w rękach jednego człowieka." (wpj, str. 69)
I ja się z tym zgadzam. Trójwładzę miał Jaruzelski już przed wprowadzeniem stanu wojennego.
W końcu grudnia zaczęły powstawać obywatelskie komitety ocalenia narodowego (OKON), które miały zastąpić Front Jedności Narodu. Należeli do nich działacze partyjni z PZPR, ZSL, SD, PAX-u i inne męty. W lutym 1982 r. istniało już około 4 tysięcy komitetów.
I jeszcze zaskakująca opinia Radka Sikorskiego:
"Polska ma wobec
Afganistanu dług wdzięczności. Wielokrotnie w historii walczyliśmy "za
naszą i waszą wolność", ale korzystali na tym inni. W latach
osiemdziesiątych to Afgańczycy walczyli, a skorzystaliśmy my. Kto wie, czy w
1980 roku sowieckie Politbiuro nie zdecydowałoby się na tradycyjne rozwiązanie
problemu "Solidarności" - czyli zbrojną inwazję - gdyby nie to, że
miało już otwarty jeden front w Azji Środkowej. Kto wie, jak skończyłby się
komunizm sowiecki, gdyby Michaił Gorbaczow zamiast afgańskiej "broczącej
rany" miał zaoszczędzone sto miliardów dolarów na modernizację gospodarki.
Może udałoby się wyjść z komunizmu drogą ewolucyjną, na modłę chińską, przy
utrzymaniu władzy w rękach partii, bez straty imperium zewnętrznego i rozpadu
ZSRR." (rs, str. 20)’
26 marca 1982 r. Sejm uchwalił wszystkie podyktowane mu zmiany w Konstytucji, w tym między innymi instytucję Trybunału Stanu, przed którym miał zostać postawiony Edward Gierek. Wprawdzie nikt go przed ten Trybunał nie postawił, a i do tej pory nikt nie był przed nim sądzony, ale kasiorka za zasiadanie w nim płynie pełnym strumieniem.
Przed zawieszeniem stanu wojennego
doszło do dyskusji na temat spodziewanej amnestii:
"(...) minister Sylwester Zawadzki (...) podniósł
problem formalny, że dekret o stanie wojennym nie przewiduje
"zawieszenia", a tylko "odwołanie", które to odkrycie
wywołało krótką, ale ożywioną dyskusję (Roman Malinowski napominał, żeby
prawnicy "Nie tworzyli utrudnień")" (wpj, str. 208)
To ten sam Roman Malinowski, który w 1989 r. ściskał się za ręce z Wałęsą i Jerzym Jóźwiakiem, przywódcą SD, na dowód zawarcia wiecznotrwałego sojuszu po to, aby PZPR odsunąć od władzy? Przypominam, że dzień wcześniej w Sejmie niejaki Bentkowski wygłosił przemówienie, podczas którego dramatycznym głosem prawie krzyczał, że ZSL nigdy nie zdradzi swoich sojuszników z robotniczego PZPR. Bentkowski został ministrem sprawiedliwości w rządzie, który powstał po upadku komuny, a po latach okazało się, że był tajnym współpracownikiem SB. Wszystko to ci Panowie robili oczywiście dla dobra Polski.
To, co wyprawia obecnie Bodnar ze swoimi zbirami z kasty prawniczej, doskonale wpisuje się w tradycje stanu wojennego, prawnicy nie tylko nie przeszkadzają, ale nawet mu pomagają w likwidowaniu Polski.
20 lipca 1982 r. utworzono Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego (PRON), który zastąpił Front Jedności Narodu. Na szefa PRON-u zgłosił się kiepski pisarz katolicki Jan Dobraczyński, a wśród członków byli: Irena Kirszenstein-Szewińska, Jan Tomaszewski, zwierzchnik Kościoła Polskokatolickiego bp Wysoczański, Wojciech Siemion, Jerzy Jaskierna (sekretarz generalny), Janusz Reykowski, Andrzej Przypkowski, Edmund Męclewski, Stanisław Roztworowski, Halina Kossobudzka, Mikołaj Kozakiewicz, Zenon Komender, przyszły europoseł Maciej Giertych, przyszła posłanka PO Teresa Piotrowska. Z tego co pamiętam, był też w PRON-ie Kazimierz Górski, ale nie znalazłem potwierdzenia tego faktu w Internecie. Albo pamięć mnie zawiodła, albo zadziałały mechanizmy cenzorsko-wybielające na rzecz tego sympatycznego i niezmiernie zasłużonego dla polskiej piłki nożnej człowieka, później kandydata na posła ZChN-u. Przyjął propozycję kandydowania, ponieważ, jak mówił, "nie zwykł odmawiać nikomu".
Stan wojenny zniesiono 22 lipca
1983 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz