5. Przesłuchanie przez esbeka
Na rozmowę z esbekiem zostałem wezwany przez radiowęzeł zakładowy do gabinetu Dyrektora. Ubek był puszysty, miał owłosione ręce i kiełbaski zamiast palców. Dawał mi do zrozumienia, że może mi załatwić zwolnienie z pracy.
Wyciągnął z kieszeni marynarki pognieciony formularz lojalki, której treść była mniej więcej taka, że z datą podpisania zaprzestaję wykonywania działalności związkowej. Moje odmowa była argumentowana tym, że od 13 grudnia nie wykonuję działalności związkowej więc oświadczenie jest bezprzedmiotowe. Na to on, że nie upiera się przy konkretnych sformułowaniach, ale żeby napisać coś od siebie. Ale nie napisałem.
W jednej z książek Cenckiewicza jest tabelka, z której wynika, że ok. 20% osób nie podpisało lojalki, 80% ugięło się.
Co do groźby wyrzucenia z pracy, a
co za tym idzie wilczego biletu, to była ona poważna, gdyż po wprowadzeniu
dekretu o stanie wojennym, wypowiedzenie w Poczcie Polskiej obejmowało
praktycznie 9 miesięcy, wilczy bilet oznaczał brak jakiejkolwiek pracy.
6. Przesłuchanie we Wrzeszczu
Było też przesłuchanie w Sądzie Marynarki Wojennej we Wrzeszczu, ale nie pamiętam kiedy. W każdym razie ja byłem przesłuchiwany jako ostatni, po powrocie z jakiejś konferencji odsyłkowej lub kolejowej i zdążyłem poinformować się u koleżanek i kolegów, co należy powiedzieć, bo i tak wiedzą, a o czym należy milczeć.
Z czym było związane to przesłuchanie, tego nie powiedzieli, ale wypytywali o Leszka Szymańskiego oraz o Bogdana Lisa i Władysława Trzcińskiego, co miało mieć związek z dziwnym pakunkiem, który Maria Trzcińska przyniosła na Pocztę. Pakunek widziałem, a co było w środku, tego nie wiem.
Po zakończeniu przesłuchania przez dwóch prokuratorów (?) próbowali mi wmówić, że inni świadkowie zeznawali co innego, i za fałszywe zeznania grozi pierdziel, a ja na to: to pokażcie te protokoły, w których jest co innego. Wyszli na kilka minut i wrócili z kodeksem karnym (chyba), gdzie pokazali mi przepis o odpowiedzialności za fałszywe zeznania.
Przypominam, że Władysław Trzciński dostał wtedy 9 lat, a Ewa Kubasiewicz 10 lat, Bogdan Lis ukrył się i nie został złapany.
Maria Trzcińska opowiadała, jak
przyszli do ich domu esbecy, obrażali babcię, pomiatali dziećmi i wywalili im
na podłogę wszystko, co mieli ułożone na półkach. W ten sposób odbywają się
obecnie niektóre wizyty o 6.00 rano u działaczy opozycji politycznej, więc
wiele się nie zmieniło.
Tak wygląda biuro Kamratów po niezapowiedzianej wizycie CBŚ za czasów PiS-u:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz