1. Pierwsze postępowanie sądowe (cd)
W sądzie była tylko jedna rozprawa. I słusznie. Przebieg rozprawy był dla mnie szokiem. Moim podstawowym żądaniem było okazanie mi dokumentu, który był przede mną utajniony.
Do dzisiaj nie potrafię rozstrzygnąć na podstawie przebiegu rozprawy, czy sąd widział ten dokument, czy nie. Skłaniam się do hipotezy, że nie widział, co by oznaczało, że Wojewódzki Sąd Administracyjny nie może zaglądać do dokumentów utajnionych przez bezpiekę. To gdzie tu państwo prawa?
Sędziowie najczęściej wchodzą na rozprawę z gotowym rozstrzygnięciem. Podobnie mogło być i tym razem, gdyż sędzina prowadząca rozprawę (inni się przysłuchiwali) starała się ze mnie wyciągnąć za wszelką cenę sformułowanie, że „każdy ma prawo uzyskać dostęp do akt przechowywanych przez Instytut”. Zgodziłem się na zapis „każdy poszkodowany ma prawo uzyskać dostęp do swoich akt przechowywanych przez Instytut”.
Sąd odmówił pokazania mi przedmiotowego dokumentu i oddalił skargę.
W takiej sytuacji pozostał
Trybunał Konstytucyjny, ale na to już nie miałem ani ochoty, ani prawnika.
Poddałem się przyjmując, że stan bezprawia jest nie do obalenia na tym etapie
moimi skromnymi siłami.
Uzasadnienie wyroku w sposób przyzwoity przedstawia przebieg postępowania, dlatego, że zostało napisane w formie streszczenia tego co napisał IPN w swoim ostatnim piśmie procesowym.
Np. podano informację, że złożyłem wniosek 16 lutego 2001 r., a to nie prawda, gdyż wniosek złożyłem 14 sierpnia 2000 r. w Warszawie, a w dniu 16 lutego 2001 r. jedynie go przepisałem na urzędowy formularz w biurze IPN w Gdańsku.
Gdyby sędziowie przeczytali akta sprawy nie popełniliby tego błędu.
Najbardziej twórczy okazał się akapit, w którym WSA stwierdził, że złożyłem wniosek o uznanie mnie za osobę poszkodowaną, ponieważ w tytule wniosku nie skreśliłem słów „zapytanie o status pokrzywdzonego”. Dla Sądu nie miało znaczenia, że w trzynastu miejscach skreśliłem słowo „pytający” (raz zapomniałem), a raz „zapytanie o status pokrzywdzonego” (w sekcji B). Dla Sądu nie miało znaczenia, że kilkanaście razy zaklinałem się, że moim zamiarem nie było składanie wniosku o uznanie za osobę poszkodowaną.
Na ten koncept musiała wpaść osoba pisząca uzasadnienie, gdyż w czasie rozprawy nie było o tym mowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz